***
Dom Jordana był zadziwiająco podobny do willi, które ogląda się w katalogach. Byłam wręcz przerażona kiedy dowiedziałam się, że inspektor mieszka w domu wartym zazdrości niejednego przechodnia. Jednak gdy zobaczyłam jak urządzone jest wnętrze szczęka mi opadła. Emilia najwyraźniej nie miała takiego wyczucia jeśli chodzi o dobieranie mebli, a nawet jeśli to całkowicie nietrafne. Wszystko miało własny kolor i zero włożonego serca jeśli chodzi o wenę architekta.
- Ten dom żyje własnym życiem - stwierdziłam trochę za głośno.
- To najbardziej trafne stwierdzenie od czasów Einsteina - odpowiedział z nieukrywanym podziwem w głosie mężczyzna.
Ledwie zdążyłam dotknąć zamka mojej puchowej kurtki, gdy przyczepiła się do mnie znajoma postać o krótkiej blond czuprynie.
- Aliso, kochanie. Jak się czujesz? - spytała Emilia z troską.
- Dobrze... A nawet świetnie - dodałam widząc jej zaniepokojony wyraz twarzy.
Ta kobieta miała to do siebie, że uwielbiała zamartwiać się o innych. W pewnym momencie zaczynałam nawet myśleć, że jest masochistką.
Całą trójką przeszliśmy do jadalni, gdzie czekał już nakryty stół. Zauważyłam na nim między innymi obiecane spaghetti, ale także nadziewanego kurczaka, paszteciki, sałatkę w siedmiu kolorach i na deser szarlotkę oraz babeczki cytrynowe.
Do całokształtu Green Tea oraz kompot wiśniowy.
- Przepraszam, ale chyba wam się święta pomyliły. Takiej uczty starczy dla wojska w okresie wigilijnym.
Pani domu uśmiechnęła się ciepło, co miało znaczyć ,,częstuj się, kochanie".
Kiedy skończyłam posiłek, zorientowałam się, że po pierwsze - Jordan oraz Emilia już wcześniej musieli sobie uzgodnić moją wizytę na obiedzie, a po drugie - zupełnie zapomniałam o rodzicach. Możliwe, że jestem samolubna, a nawet egoistyczna, jednak wszystkie te fakty wywoływały u mnie ogromną radość. Naprawdę cieszyło mnie, że ci ludzie tak bardzo się o mnie martwią. Te przyjemne uczucia... chciałam zachować je na dnie swej duszy by już zawsze były ze mną.
Niestety wszystko co dobre musi się skończyć i Jordan postanowił odwieźć mnie do domu. Gdy zaparkowaliśmy pod zardzewiałą bramką domu Sheenlerów, pożegnałam się z inspektorem i przeszłam przez ogród do drzwi frontowych. Wyciągnęłam z kieszeni klucze i odnajdując właściwy przekręciłam go w zamku.
Inga prawdopodobnie wróciła już do swego domu.
Gdy tylko znalazłam się w środku zaniepokoiło mnie przeraźliwe zimno, które najwyraźniej pochodziło z góry. Przypomniałam sobie o otwartym oknie. Wspięłam się po schodach do swojego pokoju. Nie potrafię wyrazić mojego zdziwienia, gdy w otwartym na oścież oknie stała ciemna postać... a raczej na wpół siedziała na parapecie.
Trudno było mi cokolwiek wywnioskować z wyglądu postaci, która stała tyłem poza tym, że była cała ubrana na czarno i miała ciemne włosy, prawdopodobnie kruczoczarne. Pierwsze co mi przyszło do głowy to stwierdzenie, że one się nie układają tylko pozostają wolne od grzebienia.
Sylwetka była łatwiejsza do określenia - szczupła, ale za to wysoka. Osoba ta mogła mieć około metr dziewięćdziesiąt. Ja sama byłam niecałe dwadzieścia centymetrów niższa.
Sylwetka była łatwiejsza do określenia - szczupła, ale za to wysoka. Osoba ta mogła mieć około metr dziewięćdziesiąt. Ja sama byłam niecałe dwadzieścia centymetrów niższa.
Takie informacje wystarczyły mi by podać policji opis włamywacza.
Już miałam ruszyć z powrotem na dół, do kuchni, gdzie znajdował się telefon, gdy postać przemówiła delikatnym lecz zdecydowanie męskim głosem.
- Masz przytulną miejscówkę. Czystą, zadbaną i nieźle wyposażoną - nagle poruszył się niespokojnie, a ja stojąc w miejscu, tuż przy framudze drzwi, usłyszałam już głośniejszy i bardziej podekscytowany głos młodego chłopaka. - Hej! A może zamieszkam tu razem z tobą?
W tej chwili odwrócił się gwałtownie i ujrzałam najpiękniejsze oczy jakie mogły istnieć na tym z pozoru nudnym świecie. Kiedy tak się na mnie patrzył poczułam jak trzęsą mi się nogi. Nie byłam pewna czy to strach, ale prawdopodobnie to było dla mnie za dużo, więc musiałam usiąść by się uspokoić. Okazało się, że nie miałam dość siły na postawienie chodź by jednego kroku i wylądowałam na podłodze.
- Wiem, że jestem przystojny, ale bez przesady - roześmiał się.
Spojrzałam na niego ostro odzyskując po części siły i odwagę.
- Skromny jesteś, wiesz?
O dziwo wypowiedziałam te słowa tak naturalnie jakbym zwracała się do znajomego. Jakby stał przede mną nie włamywacz, tylko dobry kolega. Ten spojrzał mi w oczy po raz kolejny nadal mając na ustach lekki uśmiech. Nie wiedziałam o czym myśli ta osoba ani co tu robi, ale wzrok, jaki posyłał mi chłopak, przypominał mi o różnych okrucieństwach tego świata. Kto by o tym nie pomyślał widząc te szydercze wyzwanie na jego twarzy.
,,Ma tupet" - przemknęło mi przez myśl.
,,Ma tupet" - przemknęło mi przez myśl.
- Jesteś silną dziewczyną - usłyszałam jego troskliwy głos, który niebywale mnie zaskoczył. - Jednak obawiam się, że będę musiał trochę popsuć ci ten dzień. Mogę? - wskazał na krzesło przy biurku. Nie zdążyłam zareagować, jednak on już tam siedział i zaczął. - Moje imię brzmi Mike. Nie musisz go pamiętać, a ja nie chcę znać twojego. Widzisz zaproponowałem ci życie pod jednym dachem - uciszył mnie gdy chciałam mu przerwać. - Więc dobrze by było byś znała powód, a także liczne korzyści się z tym wiążące. Jeśli mnie wysłuchasz możliwe jest, że będziesz chciała wyrządzić mi niemałą krzywdę, więc od razu cię proszę byś się opanowała.
Zastanowiłam się przez chwilę. Nagle w moim domu zjawia się jakiś facet, który proponuje mi wprowadzenie się. Nigdy wcześniej go nie spotkałam, nie wiem czy nie jest seryjnym mordercą lub innym psychopatą. Może być niebezpieczny i najrozsądniej byłoby zawiadomić policję, ale... od miesiąca nie działo się nic ciekawego. Nawet jeśli okaże się, że to był błąd to ciekawie będzie wysłuchać co ma do powiedzenia, mimo że jego słowa mogą być kłamstwem.
Kiwnęłam głową z lekkim trudem walcząc jeszcze ze słabnącym głosem w głowie, że to co robię jest złe i tak może się też skończyć.
- Dobrze, więc teraz słuchaj, słonko - spoważniał natychmiast, a jego kolejne słowa ledwo do mnie docierały. - Ja wiem co stało się twoim rodzicom. Znam też fakt, że ten wypadek to tak naprawdę morderstwo. Zostali zabici - zacisnęłam z całej siły zęby i wbiłam paznokcie głęboko w wykładzinę starając się, zgodnie z poleceniem Mike'a, opanować. Skąd mógł wiedzieć... - Nie denerwuj się, to jest akurat plusem mojego wprowadzenia się. Widzisz, mam dość siły i doświadczenia by pomóc ci znaleźć zabójce. Jest tylko jeden problem...
Urwał, a ja zaczęłam się naprawdę niepokoić. Teraz byłam pewna, że to nie jest jakieś pierwsze lepsze włamanie. To kolejna sytuacja dotycząca... ,,wypadku". Jeśli ten chłopak coś wie to z pewnością zaraz mi to powie.
- J-jaki problem - wyjąkałam tracąc całą pewność siebie, której wcześniej tak dużo znalazłam.
Ten wstał z krzesła, chodź w sumie nie wiem po co tam siadał. Podszedł i pochylił się parę centymetrów nade mną, przenikając mnie spojrzeniem.
- Wątpię bym był wstanie zignorować twój aromat. Ciekawe czy smakujesz tak jak pachniesz.
Czułam jak serce mi przyspiesza.
- S-smakuję?
- Tak. Twoja dusza wygląda naprawdę apetycznie.
Nie mogąc się ruszyć czekałam na to co miało nastąpić, mimo że tak naprawdę sama nie wiedziałam czy coś w ogóle się stanie i miałam nadzieje, że tak nie będzie. Jednak z sekundy na sekundę chłopak uśmiechał się coraz szerzej, a ja coraz bardziej się bałam. Ile jeszcze o mnie wie? Kim do cholery jest? O czym on ciągle gada?
Gdy zauważyłam jak przybliża się do mnie coś pękło. Moje emocje znów się zmieniły. Teraz byłam wściekła i miałam wielką ochotę kogoś uderzyć. Pierwszą lepszą osobę z najbliższego otoczenia. Powoli zaczynałam wierzyć, że coś dziwnego się ze mną dzieje.
Taa, okres dojrzewania.
- Wątpię bym był wstanie zignorować twój aromat. Ciekawe czy smakujesz tak jak pachniesz.
Czułam jak serce mi przyspiesza.
- S-smakuję?
- Tak. Twoja dusza wygląda naprawdę apetycznie.
Nie mogąc się ruszyć czekałam na to co miało nastąpić, mimo że tak naprawdę sama nie wiedziałam czy coś w ogóle się stanie i miałam nadzieje, że tak nie będzie. Jednak z sekundy na sekundę chłopak uśmiechał się coraz szerzej, a ja coraz bardziej się bałam. Ile jeszcze o mnie wie? Kim do cholery jest? O czym on ciągle gada?
Gdy zauważyłam jak przybliża się do mnie coś pękło. Moje emocje znów się zmieniły. Teraz byłam wściekła i miałam wielką ochotę kogoś uderzyć. Pierwszą lepszą osobę z najbliższego otoczenia. Powoli zaczynałam wierzyć, że coś dziwnego się ze mną dzieje.
Taa, okres dojrzewania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz