Łączna liczba wyświetleń

20.03.2012

2. Zaskakujący gość

   I tu dochodzimy do momentu, gdzie postanawiam promować bloga :) Przyjemność z pisania tej historii nie bierze się bowiem znikąd. Lecę do dalszego pisania, a Wy w tym czasie przeczytajcie nową notkę.


***

   Dom Jordana był zadziwiająco podobny do willi, które ogląda się w katalogach. Byłam wręcz przerażona kiedy dowiedziałam się, że inspektor mieszka w domu wartym zazdrości niejednego przechodnia. Jednak gdy zobaczyłam jak urządzone jest wnętrze szczęka mi opadła. Emilia najwyraźniej nie miała takiego wyczucia jeśli chodzi o dobieranie mebli, a nawet jeśli to całkowicie nietrafne. Wszystko miało własny kolor i zero włożonego serca jeśli chodzi o wenę architekta.
   - Ten dom żyje własnym życiem - stwierdziłam trochę za głośno.
   - To najbardziej trafne stwierdzenie od czasów Einsteina - odpowiedział z nieukrywanym podziwem w głosie mężczyzna.
   Ledwie zdążyłam dotknąć zamka mojej puchowej kurtki, gdy przyczepiła się do mnie znajoma postać o krótkiej blond czuprynie.
   - Aliso, kochanie. Jak się czujesz? - spytała Emilia z troską.
   - Dobrze... A nawet świetnie - dodałam widząc jej zaniepokojony wyraz twarzy.
   Ta kobieta miała to do siebie, że uwielbiała zamartwiać się o innych. W pewnym momencie zaczynałam nawet myśleć, że jest masochistką.
   Całą trójką przeszliśmy do jadalni, gdzie czekał już nakryty stół. Zauważyłam na nim między innymi obiecane spaghetti, ale także nadziewanego kurczaka, paszteciki, sałatkę w siedmiu kolorach i na deser szarlotkę oraz babeczki cytrynowe.
   Do całokształtu Green Tea oraz kompot wiśniowy.
   - Przepraszam, ale chyba wam się święta pomyliły. Takiej uczty starczy dla wojska w okresie wigilijnym.
   Pani domu uśmiechnęła się ciepło, co miało znaczyć ,,częstuj się, kochanie".
   Kiedy skończyłam posiłek, zorientowałam się, że po pierwsze - Jordan oraz Emilia już wcześniej musieli sobie uzgodnić moją wizytę na obiedzie, a po drugie - zupełnie zapomniałam o rodzicach. Możliwe, że jestem samolubna, a nawet egoistyczna, jednak wszystkie te fakty wywoływały u mnie ogromną radość. Naprawdę cieszyło mnie, że ci ludzie tak bardzo się o mnie martwią. Te przyjemne uczucia... chciałam zachować je na dnie swej duszy by już zawsze były ze mną.
   Niestety wszystko co dobre musi się skończyć i Jordan postanowił odwieźć mnie do domu. Gdy zaparkowaliśmy pod zardzewiałą bramką domu Sheenlerów, pożegnałam się z inspektorem i przeszłam przez ogród do drzwi frontowych. Wyciągnęłam z kieszeni klucze i odnajdując właściwy przekręciłam go w zamku.
Inga prawdopodobnie wróciła już do swego domu.
   Gdy tylko znalazłam się w środku zaniepokoiło mnie przeraźliwe zimno, które najwyraźniej pochodziło z góry. Przypomniałam sobie o otwartym oknie. Wspięłam się po schodach do swojego pokoju. Nie potrafię wyrazić mojego zdziwienia, gdy w otwartym na oścież oknie stała ciemna postać... a raczej na wpół siedziała na parapecie.
   Trudno było mi cokolwiek wywnioskować z wyglądu postaci, która stała tyłem  poza tym, że była cała ubrana na czarno i miała ciemne włosy, prawdopodobnie  kruczoczarne. Pierwsze co mi przyszło do głowy to stwierdzenie, że one się nie układają tylko pozostają wolne od grzebienia.
   Sylwetka była łatwiejsza do określenia - szczupła, ale za to wysoka. Osoba ta mogła mieć około metr dziewięćdziesiąt. Ja sama byłam niecałe dwadzieścia centymetrów niższa.
   Takie informacje wystarczyły mi by podać policji opis włamywacza.
   Już miałam ruszyć z powrotem na dół, do kuchni, gdzie znajdował się telefon, gdy postać przemówiła delikatnym lecz zdecydowanie męskim głosem.
   - Masz przytulną miejscówkę. Czystą, zadbaną i nieźle wyposażoną - nagle poruszył się niespokojnie, a ja stojąc w miejscu, tuż przy framudze drzwi, usłyszałam już głośniejszy i bardziej podekscytowany głos młodego chłopaka. - Hej! A może zamieszkam tu razem z tobą?
   W tej chwili odwrócił się gwałtownie i ujrzałam najpiękniejsze oczy jakie mogły istnieć na tym z pozoru nudnym świecie. Kiedy tak się na mnie patrzył poczułam jak trzęsą mi się nogi. Nie byłam pewna czy to strach, ale prawdopodobnie to było dla mnie za dużo, więc musiałam usiąść by się uspokoić. Okazało się, że nie miałam dość siły na postawienie chodź by jednego kroku i wylądowałam na podłodze.
   - Wiem, że jestem przystojny, ale bez przesady - roześmiał się.
   Spojrzałam na niego ostro odzyskując po części siły i odwagę.
   - Skromny jesteś, wiesz?
   O dziwo wypowiedziałam te słowa tak naturalnie jakbym zwracała się do znajomego. Jakby stał przede mną nie włamywacz, tylko dobry kolega. Ten spojrzał mi w oczy po raz kolejny nadal mając na ustach lekki uśmiech. Nie wiedziałam o czym myśli ta osoba ani co tu robi, ale wzrok, jaki posyłał mi chłopak, przypominał mi o różnych okrucieństwach tego świata. Kto by o tym nie pomyślał widząc te szydercze wyzwanie na jego twarzy.
   ,,Ma tupet" - przemknęło mi przez myśl.
   - Jesteś silną dziewczyną - usłyszałam jego troskliwy głos, który niebywale mnie zaskoczył. - Jednak obawiam się, że będę musiał trochę popsuć ci ten dzień. Mogę? - wskazał na krzesło przy biurku. Nie zdążyłam zareagować, jednak on już tam siedział i zaczął. - Moje imię brzmi Mike. Nie musisz go pamiętać, a ja nie chcę znać twojego. Widzisz zaproponowałem ci życie pod jednym dachem - uciszył mnie gdy chciałam mu przerwać. - Więc dobrze by było byś znała powód, a także liczne korzyści się z tym wiążące. Jeśli mnie wysłuchasz możliwe jest, że będziesz chciała wyrządzić mi niemałą krzywdę, więc od razu cię proszę byś się opanowała.
   Zastanowiłam się przez chwilę. Nagle w moim domu zjawia się jakiś facet, który proponuje mi wprowadzenie się. Nigdy wcześniej go nie spotkałam, nie wiem czy nie jest seryjnym mordercą lub innym psychopatą. Może być niebezpieczny i najrozsądniej byłoby zawiadomić policję, ale... od miesiąca nie działo się nic ciekawego. Nawet jeśli okaże się, że to był błąd to ciekawie będzie wysłuchać co ma do powiedzenia, mimo że jego słowa mogą być kłamstwem.
   Kiwnęłam głową z lekkim trudem walcząc jeszcze ze słabnącym głosem w głowie, że to co robię jest złe i tak może się też skończyć.
   - Dobrze, więc teraz słuchaj, słonko - spoważniał natychmiast, a jego kolejne słowa ledwo do mnie docierały. - Ja wiem co stało się twoim rodzicom. Znam też fakt, że ten wypadek to tak naprawdę morderstwo. Zostali zabici - zacisnęłam z całej siły zęby i wbiłam paznokcie głęboko w wykładzinę starając się, zgodnie z poleceniem Mike'a, opanować. Skąd mógł wiedzieć... - Nie denerwuj się, to jest akurat plusem mojego wprowadzenia się. Widzisz, mam dość siły i doświadczenia by pomóc ci znaleźć zabójce. Jest tylko jeden problem...
   Urwał, a ja zaczęłam się naprawdę niepokoić. Teraz byłam pewna, że to nie jest jakieś pierwsze lepsze włamanie. To kolejna sytuacja dotycząca... ,,wypadku". Jeśli ten chłopak coś wie to z pewnością zaraz mi to powie.
   - J-jaki problem - wyjąkałam tracąc całą pewność siebie, której wcześniej tak dużo znalazłam.
   Ten wstał z krzesła, chodź w sumie nie wiem po co tam siadał. Podszedł i pochylił się parę centymetrów nade mną, przenikając mnie spojrzeniem.
   - Wątpię bym był wstanie zignorować twój aromat. Ciekawe czy smakujesz tak jak pachniesz.
   Czułam jak serce mi przyspiesza.
   - S-smakuję?
   - Tak. Twoja dusza wygląda naprawdę apetycznie.
   Nie mogąc się ruszyć czekałam na to co miało nastąpić, mimo że tak naprawdę sama nie wiedziałam czy coś w ogóle się stanie i miałam nadzieje, że tak nie będzie. Jednak z sekundy na sekundę chłopak uśmiechał się coraz szerzej, a ja coraz bardziej się bałam. Ile jeszcze o mnie wie? Kim do cholery jest? O czym on ciągle gada?
   Gdy zauważyłam jak przybliża się do mnie coś pękło. Moje emocje znów się zmieniły. Teraz byłam wściekła i miałam wielką ochotę kogoś uderzyć. Pierwszą lepszą osobę z najbliższego otoczenia. Powoli zaczynałam wierzyć, że coś dziwnego się ze mną dzieje.
   Taa, okres dojrzewania.

17.03.2012

1. Znacząca rozmowa

   Proszę bardzo. Pierwszy rozdział, który śmiem nazywać wstępem, ponieważ jest on tylko wejściem w ciekawe rozwinięcie. Obiecuję, że w następnym będzie znacznie ciekawiej, a także spotkacie kogoś kto podbił serca  moich pierwszych czytelniczek, którym dziękuję, za cenne rady ;) W każdym razie mam nadzieję, że spodobają Wam się wybryki mojej weny.
   Życzę miłego dnia i zapraszam do czytania ^^
   (kolejny rozdział pojawi się wciągu najbliższych dni)

***

   Siedziałam w domu zamknięta na klucz we własnym pokoju. Moje łóżko nigdy nie było tak wygodne jak teraz.
   Oglądałam uniesione nad sobą stopy. Pierwszego dnia miesiąca były całkiem normalne, takie jak zwykle, ale już po trzech tygodniach stały się chudsze, a paznokcie ukazywały białe braki.
   To dziwne, że żałoba tak wpływa na ludzi. No i przykre jest, że zwalnia czas.
   Inga wchodziła i wychodziła z mojego pokoju. Dlatego właśnie uniemożliwiając jej to, zatrzasnęłam drzwi.
   Przez pierwsze dwie godziny prosiła bym ją wpuściła. Mówiła o tym, że powinnam się otworzyć na pomoc bliskich.
   Niech idzie do diabła! Może on jej przemówi do rozsądku. Ta kobieta nie była mi bliska i nie będzie. Przychodziła do mojego domu codziennie tylko i wyłącznie by sprawdzić w jakim jestem stanie. Gotowała, prała, sprzątała. Wszystko po to by dostać wypłatę.
   W każdym razie - nie ma prawa mi rozkazywać lub zmuszać do zwierzeń.
   Przymknęłam oczy.
   Jestem ciekawa co się teraz z nimi dzieje... to nie ma sensu, bo nie są w stanie czegokolwiek mi powiedzieć.
   Czekałam teraz aż wrócą do domu ich zdjęcia z pogrzebu.

***

   Inspektor Jordan był chyba nie w najlepszym humorze. Najwyraźniej rozmawiał już z Ingą, bo zamiast od razu nacisnąć na klamkę zapukał i zaczął:
   - Mam przykre wspomnienia jeśli chodzi o wyważanie drzwi, więc bądź tak miła i zlituj się nade mną, ok?
   Spojrzałam tylko na drzwi z westchnieniem.
   - Proszę? - usłyszałam znów.
   - Co z ciebie za śledczy? - warknęłam w odpowiedzi.
   Bardzo powoli wstałam z łóżka i przekręciłam kluczyk.
   - Nie śledczy tylko inspektor - odpowiedział z udawaną złością.
   - Po co przyszedłeś?
   - Mogłabyś się postarać i chodziarz udawać, że cieszysz się na mój widok - zerknęłam na niego srogo, jednak Jordan kontynuował. - Mam dla ciebie dobrą i złą wiadomość. Dobra to taka, że twoi rodzice wrócą do domu, a zła, że w pojemnikach.
   Spojrzałam na niego. Starałam się jak najlepiej ukryć swój strach. Nie chciałam by się nade mną litowali. Będę silna.
   - Oddaliście ciała do kremacji?
   - Nie zdziwił cię fakt, że na pogrzebie nie pozwolono na pożegnanie się ze zmarłymi poprzez otwarcie trumien? Nie było takiej potrzeby. Znaleźliśmy ich w sytuacji... dość niezręcznej. Ubrania leżały na ziemi a w środku tylko proch. To dość dziwne, bo odzież oraz biżuteria pozostały w nienaruszonym stanie.
   Zastanowiłam się nad tym. To przecież niemożliwe. Musiało wydarzyć się coś co przekracza granice rozumowania. Pamiętałam ten wypadek. Sama też tam byłam i widziałam wybuch, a później tylko nienaruszony las i rzeczy, które należały do moich rodziców. Pobiegłam po pomoc nadal nie rozumiejąc, że eksplozja starła tych dwoje na proch. Straszne, prawda?
   Drgnęłam na wspomnienie wypadku.
   Jordan musiał zauważyć moją nagłą reakcję, bo natychmiast otoczył mnie ramieniem.
   - Słuchaj. Nie tylko dla ciebie jest to trudne. Znałem ich i wiem, że różnili się od przeciętnych małżeństw, więc proszę cię - przestań udawać.
   Po tych słowach jak na rozkaz łzy spłynęły mi po policzkach. Gdy je poczułam niemal natychmiast wydałam z siebie cichy jęk. W końcu zaczęłam szlochać, a później nie mogłam się powstrzymać by ostatecznie się rozpłakać. Schowałam twarz w dłoniach i pozwoliłam by smutki wypłynęły ze mnie strumieniem.
   Stałam tak oparta o ramię Jordana dopóki się nie uspokoiłam.
   - Jak myślisz - odezwał się nagle - Co by zrobiła Mansy?
   - Wycisnęła ze mnie powód smutku.
   Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
   - Dokładnie. Nie możesz dusić tego w sobie, bo uśmiechasz się wtedy bardziej sztucznie niż myślisz.
   Przytaknęłam.
   - Emilia robi dziś spaghetti. Może wpadniesz?
   Emilia była żoną Jordana, który z kolei był wielkim szczęściarzem, że dwadzieścia lat temu wpadł na nią na ulicy. Nie znałam szczerszej i bardziej utalentowanej kobiety od niej. Do tego była miła i przyjacielska. Miała tylko jedną małą wadę - była zbyt otwarta i ufna w stosunku do nieznajomych. Gdyby do domu włamał się złodziej, to z pewnością sama pomogłaby mu obrabować szafki z biżuteriom. Innymi słowy - ta para uzupełniała się wręcz idealnie.
   - Emilia to skarb - mruknęłam.
   - Więc bierz kurtkę i się ubieraj. Miesiąc siedzenia w domu to za dużo nawet jak dla ciebie - zmierzył mnie wzrokiem. - Jesteś blada jak ściana i pewnie schudłaś dobre dwa rozmiary.
   Pociągnęłam ostatecznie nosem, wytarłam oczy z wysychających już łez i poszłam do łazienki by schłodzić wodą opuchniętą twarz.
   Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Ciekawe co by było gdyby zobaczyły nie gwiazdki szkolne, czyli grono landrynkowych barbie.
   Wolałabym o tym nie myśleć. Jedyne co lubiłam w szkole to godzinna przerwa na lunch ze znajomymi.
   Jeszcze raz zmoczyłam twarz. Spojrzałam w lustro i poprawiłam kasztanowe włosy przyozdobione jasnym pasemka.
   - Hej, Aliso! Schodzisz już?!
   Oderwałam się od umywalki, otworzyłam jeszcze tylko okno w pokoju i zbiegłam do drzwi. Kiedy wyszłam świeże powietrze wypełniło moje płuca.
   Dopiero teraz zdałam sobie sprawę o co chodziło Indze. Miała racje - czasem trzeba dać sobie pomóc.

16.03.2012

Prolog

   Oto historia, którą piszę od dłuższego czasu, ale dopiero teraz zdecydowałam się ją oficjalnie opublikować. Nazwa bloga jest dość mroczna, ale mimo iż sama opowieść, którą opublikuję, jest wręcz komedią to ma ona duży związek właśnie z samym uosobieniem śmierci. 
   No cóż, więc liczę na to, że samo użycie słowa ,,śmierć" nie zniechęciło Was do czytania. Mimo wszystko zacznę od ciemnego początku, ale nie martwcie się - pierwsi czytelnicy pokochali całą resztę, a co i kogo dokładnie - dowiecie się później. 
   Liczę na Wasze cenne komentarze :)
   (już jutro nowa notka)




***


Przeszłości nie da się tak po prostu pozbyć. Niestety. Nawet jeśli ktoś wyrządził ci krzywdę to nie znaczy, że możesz o tym zapomnieć. Nikogo nie obchodzi to, że cierpisz.

Nieprawda! A co z tymi wszystkimi kondolencjami i wiadomościami od znajomych? Wszyscy się martwią. Myślisz, że możesz tak siedzieć i nic nie robić? Chcesz by ci ludzie cały czas zamartwiali się tobą?!

To nie ich problem. Niech się martwią. Prędzej czy później im się to znudzi. Ludzie to nieprzewidywalne istoty. Trzeba uważać komu się ufa, dlatego niech mnie zostawią w spokoju. Te ich sztuczne łzy i fałszywe słowa... mam tego dość.

Więc sądzisz, że nie ma już nadziei?

A jest?

Nawet nie jedna. Wystarczy, że zaakceptujesz kogoś wyjątkowego  w swoim sercu. Wyjrzyj przez okno i poszukaj.

Łatwo ci mówić. Ty nie musisz NIC robić.

Przynajmniej nie do czasu, gdy spełni się twoje przeznaczenie.

Przeznaczenie, tak? Może opowiesz mi o nim więcej?

Tyle ile mogę... powiem ci tylko te parę słów - spotkasz niezwykłą osobę nie z tego świata. Zobaczysz, zaskoczy cię jej optymizm i niezwykła osobowość. Nie opieraj się. Pozwól jej działać. Otwórz się dla niej. Jeśli to ci się uda to już nigdy nie zaznasz niepewności ani nie poczujesz smaku łez. Przed oczami będziesz miała tylko uśmiechniętą twarz tej właśnie osoby, która...

Kłamiesz.

Wiesz, że nie mogę.

To śmieszne. Naprawdę śmieszne... i niemożliwe.

Obiecaj tylko, że spróbujesz. Będzie łatwiej niż się spodziewasz.

Niech ci będzie. Tylko ten jeden raz.